W okołokampanijnym wzmożeniu przez polskie i światowe media przetaczają się niemal równolegle dwie afery – ciągle powracająca awantura związana z importem ukraińskiego zboża do Polski oraz afera wizowa. Na pierwszy rzut oka nie mają one ze sobą wiele wspólnego. Pierwsza afera związana jest z wcześniejszą (i jednocześnie spodziewaną w przyszłości) destabilizacją cen na polskim rynku zboża w wyniku niekontrolowanego importu zboża z walczącej Ukrainy, a druga jest typową aferą korupcyjną, gdzie za łapówki chętni cudzoziemcy uzyskiwali polskie wizy. Te dwie awantury mają jednak wspólny mianownik – utrata kontroli nad sytuacją przez państwo, dzięki czemu różne podejrzane osoby i podmioty osiągnęły potencjalnie znaczne korzyści z naruszeniem prawa, a autorytet państwa polskiego w kraju i na świecie otrzymał kolejny cios.
Aby chaos w tych kwestiach nie powracał, przede wszystkim jest potrzebne stworzenie strategii, która wyznaczy cele do osiągnięcia, sposoby analizy problemu, a następnie sposoby radzenia sobie z nim tak, aby nie generował on kolejnych problemów i pogłębiał istniejących. W obszarze zarządzania migracjami takie strategie zwyczajowo określa się jako politykę migracyjną.
Czym (nie) jest polityka migracyjna?
W literaturze fachowej istnieje wiele definicji tego określenia, gdzie często powtarzanym motywem są aktywne działania państwa służące zachowaniu kontroli nad migracjami na jego terytorium oraz wyznaczanie celów do osiągnięcia w tym obszarze. Moje rozmowy z osobami nie zajmującymi się zawodowo tematem migracji wskazują na to, że w tej kwestii istnieje o wiele ważniejsze (szczególnie pod kątem dążeń do jej tworzenia) pytanie – czym polityka migracyjna nie jest?
W zależności od poglądów rozmówcy, polityka migracyjna ma w jego oczach jedno z dwóch oblicz – realizacji nieszczęsnego „Wir schaffen das!” dawnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel lub przeniesienia na polski grunt równie niefortunnego, dosłownie rozumianego, „We’re going to build a wall and Mexico is going to pay.” eks-prezydenta USA Donalda Trumpa. Politycy sondujący nastroje swoich wyborców w kwestii migracji dochodzą przez to do wniosku, że mało opłacalne dla nich będzie podejście do kwestii migracji „na zimno”, jako do problemu, którym trzeba stale i długofalowo zarządzać. Przecież bardziej opłacalny jest chaos, gdzie zyski osiąga się na deklarowaniu rozwiązywania problemów przez niego generowanych, czy to licytując się z przeciwnikami politycznymi na to kto bardziej „podwyższy trumpowski mur” albo oferując całkowite jego usunięcie i wpuszczanie do Polski wszystkich zainteresowanych przybyciem tutaj. Żmudne tworzenie szczegółowego planu przy takich ramach dyskusji raczej nie przyniesie zysków wyborczych.
U części zawodowców nie jest dużo lepiej. Ze zgrozą przyjąłem informację, otrzymaną z drugiej ręki, o tym, że w kręgach urzędników pewnego kluczowego organu centralnego zajmującego się m. in. migracjami, migracje na teren naszego kraju były w początkach 2023 r. postrzegane jako zjawisko przejściowe, które powinno ustąpić w perspektywie kilku lat. O ile w kręgach eksperckich ten pogląd pojawia się raczej rzadko, to jak się okazuje, nie można zakładać, że wszyscy dostrzegają możliwe skutki sytuacji geopolitycznej na świecie we wszystkich jej aspektach. Natomiast takie poglądy raczej nie motywują do tworzenia długofalowych strategii – po co tworzyć długofalową strategię postępowania w sprawie czegoś co ma się zaraz skończyć?
Podjęcie tematu tworzenia przemyślanej polityki migracyjnej wcale nie musi oznaczać konieczności natychmiastowego podejmowania kontrowersyjnych tematów, potencjalnie szkodliwych dla kariery podejmującego temat, albo oferowania konkretnych rozwiązań. Jak uczy doświadczenie XIX-wiecznej Wielkopolski, kluczem do sukcesu jest zwykle żmudna i długa praca u podstaw, dająca dopiero na późniejszych etapach oczekiwane efekty, które mogą dotyczyć szerokich kręgów interesariuszy.
Co stoi na przeszkodzie przeprowadzeniu drobiazgowych analiz (być może z użyciem najnowocześniejszych technologii analitycznych) podjętych działań i ich skutków w państwach, które mają większe doświadczenie w zarządzaniu migracjami na dużą skalę? Przecież nowoczesna technologia pozwala na analizy milionów indywidualnych przypadków w oparciu o wiele różnych źródeł. Być może możliwe będzie przynajmniej ogólne określenie różnic pomiędzy drogą, którą mógł przejść imigrant, który stał się przestępcą od tego, który stał się cenionym ekspertem. Wszakże zarówno ikona nauki, jaką jest Maria Skłodowska-Curie, jak i niesławny gangster z lat. 30 XX wieku, Meyer Lansky, byli imigrantami w krajach w których działali, ze skrajnie różnymi skutkami dla tych państw. Wnioski wyciągane z takiej analizy mogą się natomiast znacznie różnić w zależności od poglądów i hierarchii wartości, co przecież powinno być przedmiotem dyskusji.
Może również będzie możliwa szeroka dyskusja na temat listy celów do osiągnięcia drogą polityki migracyjnej. Istnieją oczywiście cele wprost kojarzone z poszczególnymi stronami sporu politycznego, co jest normalnym zjawiskiem w każdym państwie demokratycznym. Można natomiast podejrzewać, że cele takie jak np. zapobieżenie stagnacji gospodarczej z powodu braku odpowiednich kadr większość partii politycznych może wpisać sobie do programów, niezależnie od ich miejsca na spektrum polityki.
Przecież dyskusja na temat działań potrzebnych do realizacji wyznaczonych celów powinna być dopiero kolejnym etapem prac nad polityką migracyjną. Z uwagi na zmienność sytuacji, tu może być konieczne reagowanie na bieżące problemy. To tutaj właśnie jest miejsce wykazywanie się kunsztem tworzenia programów wyborczych.
Problem braku pracowników może być zwalczany przez sprowadzanie milionów skrajnie zdesperowanych mieszkańców obszarów, gdzie dominuje kultura uznająca wiele zachowań, normalnych w Polsce, za godne ciężkiego ukarania, w tym karą śmierci. Równie dobrze sposobem zwalczania problemu braku kadr może być dopuszczenie rekrutacji mieszkańców obszarów, które niekoniecznie leżą blisko Polski geograficznie, ale różnice w postrzeganiu rzeczywistości, w porównaniu z poglądami przeciętnych obywateli Polski nie będą drastyczne. Dlaczego również zakładać, że w ramach polityki migracyjnej nie można przewidywać dużego programu wspierania automatyzacji i robotyzacji pracodawców, zmniejszając ich zapotrzebowanie na siłę roboczą, szczególnie w zawodach deficytowych? Wszak niedobór spawaczy jest problemem stałym od lat – nie zawsze da się zastąpić człowieka maszyną, ale coraz częściej jest to możliwe i opłacalne.
Również zwalczanie nielegalnej imigracji może być widziane przez pryzmat armatek wodnych powstrzymujących agresywny tłum nacierający na przejście graniczne w celu jego siłowego sforsowania, czy ryzykownych pościgów radiowozów za przemytnikami ludzi. Pytanie tylko, czy przeznaczenie środków na zakup lepszych armatek wodnych czy szybszych radiowozów faktycznie ułatwi funkcjonariuszom wykonywanie ich zadań. Polityka migracyjna może przecież mieć też odzwierciedlenie w żmudnej, ale potencjalnie świetnej w relacji koszt-efekt, pracy specjalistów od mediów społecznościowych czy reklamy, którzy mogą informować grupy docelowe, co naprawdę znajduje się w programie „wycieczek” oferowanych przez biura podróży należące do dyktatury rządzącej Białorusią, być może ratując w ten sposób zdrowie lub nawet życie niedoszłych klientów tych biur, jednocześnie oszczędzając pracę funkcjonariuszy Policji czy Straży Granicznej. Różnie mogą być też sformułowane zasady postępowania z tymi, którzy mają w Polsce prawo do schronienia się przed wojną, prześladowaniami czy nieludzką dyktaturą – niektóre zagrożenia trwają wiele dekad, uzasadniając możliwie szeroki program wsparcia integracyjnego, ale inne kończą się relatywnie szybko, tak samo jak niektórzy cudzoziemcy dobrze się odnajdują w nowym kraju, a inni nie.
Niezależnie od tego czy ktoś jest zwolennikiem otwartych granic, całkowitego ich zamykania bez względu na środki, czy wierzy w sukces unijnego programu „inteligentnych granic”, konieczne jest stworzenie planu, który wyznaczy uporządkowane ramy postępowania organów państwa w tym obszarze, które następnie będą wdrażane w życie. Wiara w to, że w warunkach starzejącego się społeczeństwa polskiego i szalejącego na całym świecie ciągłego, wieloaspektowego kryzysu, Polska jakimś cudem przestanie się mierzyć z problemem tego, co zrobić z imigracją wydaje się być dziecinna. Również analizy zaczynające się od magicznego zwrotu „w przeciwieństwie do reszty UE Polska ma ujemne saldo migracyjne” są pieśnią przeszłości i raczej nie powrócą, zakładając obecną trajektorię wydarzeń.
Sformułowanie takiego ogólnego planu nie powinno odbywać się w ramach bieżącej walki politycznej, zorientowanej na krótkoterminowe zyski, ale w ramach szerokiego konsensusu wyznaczającego ogólne kierunki długoterminowej polityki. Analogią w tym wypadku może być proces wstępowania Polski do Unii Europejskiej lub NATO – działania w tym kierunku były elementami wieloetapowego procesu, podejmowane przez różne ekipy rządzące, na przestrzeni kilku czy kilkunastu lat.
Tworzenie natomiast rozwiązań wdrożenia ogólnej polityki migracyjnej wymaga często szybkiego reagowania na pojawiające się problemy, co będzie łatwiejsze, jeśli znany jest z góry cel, który te działania mają realizować. To w mojej ocenie powinno być elementem twórczego sporu między politykami, konkurujących o głosy wyborców proponowanymi rozwiązaniami.
Żeby to sobie zobrazować, wystarczy porównać jak kwestia migracji do Polski wyglądała w 2019 r., na początku obecnej kadencji Sejmu, a jak wygląda teraz, pod jej koniec. Czy dalej można mówić o stałym i ciągłym napływie obywateli Ukrainy zorientowanych na podjęcie pracy w przemyśle, logistyce czy budownictwie? Warto również przypomnieć sobie kiedy uchwalone były przepisy regulujące działanie procedur związanych z legalizacją pobytu i pracy cudzoziemców – odpowiednio w 2013 r. i 2004 r. Mimo tego, że przepisy były wielokrotnie nowelizowane, to coraz bardziej jest widoczne, że przestają one spełniać swoją funkcję, będąc tworzonymi w zupełnie innych warunkach.
Brak planu oznacza natomiast chaos, w którym Polska przypomina łódkę dryfującą po morzu, której kurs się zmienia w zależności od uderzeń otrzymywanych z każdym kolejnym problemem i wybuchającym kryzysem. Nie ma pracowników? To wydajemy wizy każdemu, kto tylko przedstawi dokument przypominający zezwolenie na pracę. W danym kraju stwierdzono przypadki podrabiania dokumentów czy inne nieprawidłowości? To nikt wizy nie dostanie (chyba, że przekaże odpowiednio grubą kopertę komu trzeba).
W takich warunkach łatwo jest o bezprawie, takie jak w przypadku niedawnej afery wizowej, na którym zyskują przede wszystkim przestępcy, a tracą cudzoziemcy, ich pracodawcy, jak i ogół społeczeństwa, żyjącego w kraju targanym zbędnymi emocjami i kolejnymi aferami.
Zapraszamy na najbliższe szkolenia organizowane przez C&C Chakowski & Ciszek:
DELEGOWNAIE CUDZOZIEMCÓW Z POLSKI DO PAŃSTW UE ORAZ DO WLK. BRYTANII (KLIKNIJ)